You are hereRelacje z podróży / Wczasy Chorwacja 2008.12.08. – 20.08.

Wczasy Chorwacja 2008.12.08. – 20.08.


By admin - Posted on 18 kwiecień 2009

Wczasy Chorwacja 12.08. – 20.08.2008 r.

12.08.08. Dzień pierwszy – wtorek

Minął prawie rok a my postanowiliśmy znowu pojechać po raz kolejny do naszej ukochanej Chorwacji. Tym razem jedziemy w cztery osoby, bo oprócz Dorotki i mnie jadą z nami synowie Dorotki – Adrian i Damian. Super młodzieńcy, którym podobnie jak mamie podoba się Chorwacja. Jedziemy Oplem Astra, który na wiosnę kupiłem. Wyjeżdżamy jak zwykle koło 4.00. Podróż mija nam bez problemów, chociaż denerwujący jest przejazd przez Słowenię za 35 Eu. Tyle, bowiem kosztuje winieta na przejazd przez ten kraj - notabene - fatalnymi drogami (autostrada ma tylko 5 km,).Co z tego, że winieta ważna jest przez pół roku jak zdecydowana większość turystów jadąc do Chorwacji jedzie tylko raz w roku a w Słowenii musi pokonać tylko około 60 km. Rozbój w biały dzień. No, ale cóż widać tak musi być. My cieszymy się wspaniałą pogodą i tym, że za parę godzin zobaczymy piękny „Jadran” i jego cudowne wybrzeże.

Na wyjazd zdecydowaliśmy się dość późno, stąd w naszej willi Kostović nie było miejsca i pierwsze dni do niedzieli będziemy mieszkać w apartamencie w miejscowości Poljica. Miejscowość ta znajduje się o 6 km od Hotelu Medena na trasie do Šibenika. Tam też dotarliśmy około 16.30. Zmęczeni, ale szczęśliwi z udanej podróży poszliśmy jeszcze na miejscowe wybrzeże, by zorientować się gdzie, co jest. Sklep mieliśmy pod samym nosem. W ten sposób chodzenie po zakupy rozwiązało się samo. Zgłosiłem się na ochotnika, że to ja będę robił zakupy.

13.08.08. Dzień drugi – środa

Budząc się rano wiemy, że będzie niezły upał i tak było. Zresztą przez cały okres wczasów pogodę mieliśmy idealną, by się opalać. Co też postanowiliśmy czynić ciesząc się codziennie słońcem i ciepłym morzem. Stąd też mniej podróży i zwiedzania. Po śniadaniu pojechaliśmy na „naszą” plażę koło hotelu „Medena”, bo stwierdziliśmy, że plaża w Poljicy jest nieciekawa. Osąd nasz wynikał bardziej z przyzwyczajenia niż prawdziwej rzeczywistości, bowiem wcale tak źle w tej Poljicy nie było. Plaża przy „Medenie” odpowiadała nam także, dlatego, że mogliśmy na niej spotkać wielu znajomych Chorwatów poznanych w poprzednich latach. Cały, więc dzień spędziliśmy na plaży rozkoszując się ciepłem chorwackiego słońca i morza. Oczywiście czyniliśmy to ostrożnie, by za bardzo nie spalić ciał. Nie mogło się też obyć bez wizyty w naszej ulubionej „konobie” ZULE. Wieczorem zmęczeni słońcem i wodą poszliśmy dość wcześnie spać, tym bardziej, że Dorotka zaczęła mieć żołądkowe problemy, które towarzyszyły jej niestety przez całe wczasy. Po powrocie do domu skończyło się to szpitalem. Tam jednak nie myśleliśmy o tym w takich kategoriach. Przed nami przecież jeszcze całe siedem dni wypoczynku.

14.08.08. Dzień trzeci – czwartek

Dzisiaj postanowiliśmy, że po śniadaniu zanim pójdziemy na plażę zajedziemy zobaczyć „nasze” Kaštele oraz wyjedziemy na Malačke, przełęcz w paśmie górskim Kozjak, z której to przełęczy rozpościera się przepiękny widok na Kaštele, Adriatyk i znajdujące się na nim wyspy. Jest tam również piękny, monumentalny pomnik upamiętniający śmierć mieszkańców Kašteli i okolic, którzy zginęli w czasie ostatniej wojny serbsko-chorwackiej. Kaštele to miejscowość położona pomiędzy Trogirem a Splitem nad Kaśtelanskim Zaljivem, największą zatoką na chorwackim wybrzeżu. Do nie tak dawna było to siedem odrębnych miejscowości (Štafilić, Novi, Stari, Luksić, Kambelovać, Gomilica i Sučurac), w których na przełomie XV i XVI w budowano kasztele, czyli zamki warowne, które pozwalały miejscowej ludności bronić się przed najazdem Turków. Dziś Kaštele to administracyjnie jedna miejscowość, licząca około 30 tys. mieszkańców. Oni jednak wyraźnie zaznaczają, z których Kašteli pochodzą. My oczywiście pojechaliśmy popatrzeć na Hotel Palace a właściwie na jego resztki, bowiem w zeszłym roku większą jego część wyburzono nie budując przez następny rok kompletnie nic. Ekolodzy sprzeciwili się usunięciu pięknych cyprysów znajdujących się w przyległym do hotelu parku i słusznie, bowiem park powstał w 1926 roku a więc w tym samym, co hotel. Zdjęcie przedstawia część hotelu wraz z basenami krytym, otwartym i tarasem. Tego już nie ma, to właśnie zostało zburzone. Szkoda, bo był to niezły ośrodek, który moim zdaniem, wymagał trochę doinwestowania ale mógł spokojnie dalej istnieć i przyjmować turystów. Z pod hotelu pojechaliśmy na Malačke. Nad Trogirem, Kaštelami, aż do Splitu ciągnie się pasmo górskie Kozjak z najwyższym szczytem Veli vrh (779 m npm). Nazwa pasma wywodzi się od tego, że w dawnych czasach wypasano tam kozy. Zresztą Trogir przez Greków zwany był Tagurionem, co w tłumaczeniu znaczy „Kozia Wyspa”. Tam też w tym paśmie górskim znajduje się przełęcz Malačka na wysokości 447m npm. Z tarasu widokowego obok „Planinarskej Kuči”, czyli schroniska rozciąga się przepiękny widok na Split, Kaśtele, zalew kasztelański i wyspy począwszy od Čiovo poprzez Brač, Śolte, Hvar aż, po Vis. Można też obserwować startujące i lądujące samoloty na lotnisku Split-Kaštele. Idąc w górę od schroniska dochodzimy do pomnika, ogromnego krzyża, poświęconego ludziom, którzy zginęli podczas ostatniej wojny serbsko-chorwackiej. Do krzyża prowadzi aleja, wzdłuż której znajdują się pomniki poległych. Większość to niestety młodzi mężczyźni w wieku od 18 do 35 lat. Przy jednym z pomników nie ma krzyża. Jest tam, bowiem pochowany muzułmanin, który opowiedział się po stronie chorwackiej. Kiedyś, parę lat wcześniej byłem przy pomniku ze znajomym Chorwatem, który prawie wszystkich tych poległych znał, bo byli to jego koledzy i współtowarzysze walki. Opowiadał mi o powstaniu tego pomnika, którego autorem jest mieszkaniec Kašteli architekt Jure Djrlić, ale także o tych, którzy zginęli, bo w większości byli to jego koledzy, z którymi razem walczył. Wszystko to potwierdza bezsens wojny. Wróćmy do rzeczywistości. Przy cudownej pogodzie zjeżdżamy z gór prosto na plażę i do ciepłego morza. Jest fantastycznie. Tam też, czyli na plaży spędziliśmy resztę dnia nie żałując sobie kąpieli zarówno słonecznych jak i morskich. Żyć nie umierać.

15.08.08. Dzień czwarty – piątek

Kolejny dzień to kolejne totalne „byczenie” się na plaży. Opalanie i kąpiel przerywaliśmy sobie spacerami wzdłuż promenady, która ciągnie się około 2 km. Przy niej znajduje się wiele knajpek, stoisk, sklepików itp. Trochę, więc nam schodziło na tych spacerach. Najlepsze w tym wszystkim było to, że w każdej chwili człowiek mógł wskoczyć do wody i po chwili dalej spacerować. Raj na ziemi. Po powrocie do domu, wieczorem, chłopcy zostają w domu a my z Dorotką jedziemy na kolację, oczywiście do Roberta prowadzącego agroturystyczną „konobę”, „Donja Banda”.Tam przy muzyce chorwackiej „u żivo” jemy przysmaki chorwackie: prśut, sir, masline, školjki i jelo iz pod peke a do tego smaczne domače vino. Upojeni zabawą, dobrym jedzeniem i chorwacką muzyką wracamy szczęśliwi do domu, by jutro znów rozkoszować się pięknem i ciepłem Dalmacji.

16.08.08. Dzień piąty – sobota

Tak jak postanowiliśmy tak też czynimy w kolejnym dniu pobytu w Chorwacji. Rozkoszujemy się ciepłem i pięknem Dalmacji. Po raz nie wiem już, który dochodzimy do wniosku, że lenistwo to piękna rzecz. Cały dzień "leniwimy" się na plaży zażywając promieni słonecznych i kąpieli morskich. Dobrocią tej naszej plaży jest to, że w zasięgu ręki mamy ulubioną „konobę” Zule w cieniu, której można się ochłodzić popijając zimne napoje. Wieczorem idziemy wszyscy posłuchać muzyki chorwackiej. Zespół występuje w restauracji Hotelu Medena znajdującej się przy promenadzie. Chłopcom spodobały się dziewczyny śpiewające w tym zespole a mnie martwi choroba Dorotki. Nie pokazuje tego po sobie, ale wiem, że cierpi. Po występach wracamy do domu, by jeszcze się spakować, bo jutro się przeprowadzamy do willi Kostović.

17.08.08. Dzień szósty – niedziela

Rano po śniadaniu pakujemy rzeczy do samochodu i zmieniamy lokum do naszego ulubionego apartamentu willi Kostović. Po przeprowadzce jedziemy do Trogiru. Ilekroć nie bylibyśmy w Trogirze to miasto zawsze nas fascynuje i urzeka. Zanim zrobimy zakupy na bazarze idziemy oczywiście na stare miasto, by koniecznie między innymi zjeść smakowite lody. Tak dobre lody to można zjeść tylko w Trogirze. Z lodami w ręku spacerujemy po promenadzie podziwiając piękne jachty i łodzie. Jest cudownie a Trogir jak zawsze piękny. Bernard Shaw będąc w Trogirze powiedział o nim, że jest podobny do Wenecji tylko trochę mniejszy ale ładniejszy. My robimy jeszcze zakupy na bazarze między innymi kupując bardzo smaczny Prošek, czyli słodkie wino robione z suszonych winogron (rodzynek). To jedyne słodkie wino, jakie można dostać w Chorwacji. Po powrocie do domu szybko na plażę a właściwie do morza, bo upał jest niemożliwy. Wieczorem oczywiście na dansing, bo chłopcy musieli trochę po podrywać dziewczyny z zespołu. No i znów kolejny dzień minął z szybkością błyskawicy.

18.08.08. Dzień siódmy – poniedziałek

Ten dzień zarezerwowaliśmy na „Fisch Picnik”. Byliśmy już na nim tyle razy a za każdym razem, kiedy jesteśmy w Chorwacji zawsze wybieramy się na tę wycieczkę. Pobyt na statku, kiedy świeci słońce i wieje lekka bryza, słychać piękną chorwacką muzykę i popija się dobre „domače" wino to coś fantastycznego. I oczywiście cały czas ma się jeszcze tę perspektywę smacznej ryby z grilla, do której podawana jest sałata z kapusty (tak przyrządzoną kapustę można zjeść tylko w Chorwacji). Najpierw płyniemy do Maslinicy, miejscowości na wyspie Šolta. Cicha spokojna mieścina, w której życie toczy się swoim biegiem. Nad brzegiem maslinickiej zatoki stoi zamek wzniesiony w 1708 roku przez Splitczanina Petara Marchi. Dzisiaj prywatna posiadłość bogatego Chorwata mieszkającego w Niemczech. Po przeciwległej stronie szereg knajpek, z których naszą ulubioną jest „Saskinja”. Po godzinnym pobycie na wyspie wypływamy w powrotną drogę z tym, że dopływamy do prywatnej plaży na wyspie Čiovo, gdzie jesteśmy częstowani smaczną rybą. Potem plażowanie i kąpiel w kryształowo czystym morzu. Pod wieczór wracamy w szampańskich humorach do domu i szybko na dansing. Tam przecież są dziewczyny.

19.08.08. Dzień ósmy – wtorek

To mój „rodjendan”, czyli dzień moich urodzin, stąd od rana życzenia i prezenty (lubię je dostawać). Od gospodarzy apartamentu wraz z życzeniami dostałem piękny i jak się później okazało pyszny czekoladowy tort. Po porannym zamieszaniu jedziemy do Splitu. W pierwszej kolejności idziemy na stadion Hajduka Split, ukochanego klubu wszystkich Splitczan. Piękny stadion wybudowany w 1979 roku ma kształt półotwartej muszli w środku, której perłą jest drużyna Hajduka, przeważnie grająca w białych strojach. Kończy się akurat trening pierwszej drużyny i by wejść na stadion musimy trochę poczekać. Ale udało się i możemy podziwiać 36 tysięczny stadion z murawy boiska. Jest piękny. W korytarzach mieszczących się pod trybunami możemy podziwiać puchary, dyplomy, medale zdobyte przez tę drużynę. Wiele też jest starych i nowych fotografii i zdjęć z różnych imprez, w których brał udział Hajduk Split. Jeszcze tylko wizyta w przyklubowym sklepie, zakup drobnych pamiątek z herbem klubu i jedziemy dalej do centrum by odwiedzić zaprzyjaźnione biuro turystyczne „Vagari” a potem pospacerować po pięknym, starym Splicie. Jego urok jest niepowtarzalny. Perystyl, katedra Św.Dujama, świątynia Jupitera, Bramy: Złota, Srebrna, Żelazna i Miedziana złączone dwoma prostopadłymi do siebie traktami Decumanus i Cardo i wiele innych zabytków i uliczek tworzą piękność, którą trudno opisać. To trzeba zobaczyć samemu, by przekonać się o majestacie tego miejsca. Upał daje się nam we znaki, jednak przed wyjazdem ze Splitu zaglądamy jeszcze do portu, by popatrzeć na promy i statki stojące u wybrzeża. Błyskawicznie po powrocie udajemy się na plażę, bo marzy nam się wszystkim chłodząca kąpiel w Adriatyku. Co za ulga i przyjemność. Jako, że jest to ostatni wieczór w Chorwacji tradycyjnie idziemy na kolację do zaprzyjaźnionej ZULE i jemy smaczną rybę z blitwą (warzywo niewystępujące w Polsce, podobne trochę do naszego szpinaku) zapijając smacznym winem. Chłopcom udaje się nas namówić byśmy jeszcze poszli na dansing, by ostatni raz mogli spojrzeć na śpiewające dziewczyny. Jest tak przyjemnie a tu niestety trzeba już wracać.

20.08.08. Dzień dziewiąty – środa

Nastał niestety ten dzień, w którym wszystko, co dobre się kończy. Zostawiamy słońce, wodę, piękne widoki i wszystko to, co kojarzy się nam z ukochaną Chorwacją.

My tu jednak wrócimy, by jak zawsze rozkoszować się naszą Chorwacją. Żegnamy się z gospodarzami, rezerwując wstępnie już na następny rok apartament. Jeszcze tylko drobne dopakowanie auta, zakup „picia” na drogę i ruszamy do kraju. Wracamy bez większych przygód tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Po drodze „spóźniony” obiad w Czechach i pod wieczór byliśmy w domu. Pomimo zmęczenia szybko „wrzuciliśmy” zdjęcia na komputer i oglądając je przypominaliśmy sobie jeszcze raz pobyt. Decyzja była krótka: W przyszłym roku znowu jedziemy do Chorwacji.