
Wiele osób pyta mnie gdzie jechać na urlop do Chorwacji, gdzie jest pięknie? Odpowiedź jest w zasadzie prosta i odpowiadam: wszędzie. Bo wszędzie jest pięknie. Wybór zależy jedynie od preferencji. Czy chcę tylko plażować, czy również zwiedzać? Czy jadę z dziećmi, wtedy przydałaby się plaża piaszczysta, czy tylko w towarzystwie osób dorosłych? Wtedy rodzaj plaży jest obojętny. Można też zastanawiać się nad tym czy jechać na którąś z licznych wysp, czy na wybrzeże? Zapewniam, że wszędzie jest pięknie.
Przyznam się jednak, że ja mam swoje ulubione miejsca, które z takich czy innych powodów są dla mnie ważne. Przede wszystkim okolice Trogiru i Splitu, miast, które dla mnie są najpiękniejszymi chorwackimi miastami. Wpływ na wybór tego miejsca ma również pewien sentyment związany zarówno z moim prywatnym życiem jak i zawodowym. Rajem na ziemi jest dla mnie wyspa Hvar. Dlaczego? O tym już tam kiedyś pisałem, więc powtarzać się nie będę. Przedsionkiem natomiast do tego ziemskiego raju jest Półwysep Plješac i to w całości poczynając od miasteczek Ston i Mali Ston, a kończąc na ostatniej miejscowości Lovište. Jako, że jest on górzystym półwyspem to widoki rozciągające się praktycznie z każdego miejsca są powalające. Droga prowadząca wzdłuż Pelješca nie jest łatwa i stanowi nie lada wyzwanie dla kierującego. Niezliczona ilość zakrętów, stromizm, podjazdów i przepaści powoduje, że adrenalina jest bardzo wysoka. Od niedawna już sam wjazd na półwysep, za sprawą nowo wybudowanego mostu, (Pelješki most: długość 2404m, szerokość 22,5m, wysokość 55m, wysokość najwyższego pylonu 240m.), to nie lada gratka. I w sezonie 2024 roku miałem te niewątpliwą przyjemność spędzić właśnie tam, na Półwyspie Pelješac, czas. A ściślej mówiąc w miejscowości Trpanj. A wszystko to za sprawą Biura Podróży „Damptour” z Cieszyna, którego byłem przedstawicielem w willi Antunović, miejsca pobytu damptourowskich turystów. Zanim napiszę coś o Trpnju, to może najpierw coś o półwyspie, na którym ta miejscowość się znajduje.

Największymi atutami, którymi Pelješac zachwyca swoich gości są śródziemnomorska autentyczność i nietknięta przyroda. Jego początkiem są dwa miasteczka Ston i Mali Ston, które łączy pięciokilometrowy mur zwany przez Chorwatów „Małym Chińskim Murem”. Większość półwyspu zajmują góry, których zbocza wpadają wprost w czyste i ciepłe adriatyckie morze. Najwyższym szczytem półwyspu jest majestatyczny sv Ilija (św. Eljasz), zwany również Zmijsko brdo lub Monte vipera, sięgający 961 m n.p.m., u podnóża którego z jednej strony są miasteczka, Trpanj mający połączenie promowe ze miastem Ploče i Duba Pelješka, a z drugiej miasteczko Orebić z promowym połączeniem z wyspą i miastem Korčula. Jeszcze jedna miejscowość półwyspu ma połączenie promowe. To Prapatno, z którego prom zawiezie nas na wyspę Mljet. Przez półwysep prowadzi w zasadzie jedna główna droga, zwana Pelješkim Putem, od której „odchodzą” drogi do poszczególnych miast, a w zasadzie miasteczek. Piszę miasteczek, bo największe z nich Orebić liczy nieco ponad 3 500 mieszkańców. Ostatnią, najbardziej wysuniętą, miejscowością, do której można dojechać samochodem to Lovište. Chcąc dalej jechać to już tylko „krytą żabką”.

Od strony lądowej mamy takie miasta jak: Hodilje, Duba Stonska, Brijesta, Drače, Sreser, i wcześniej wymienione Trpanj i Duba Pelješka. Od strony południowej, tej bardziej nasłonecznionej i z opadającymi do samego morza zboczami mamy: Prapatno, Žuljana, Trstenik, Orebić, Kućište i Viganj. Jest też trochę miasteczek w strefie środkowej półwyspu: Metohija, Dubrava, Janjina, Pijavičino, Potomje, Kuna i Donja Banda. Zacznę od tych miejscowości znajdujących na samym początku półwyspu, a stanowiących niejako bramę wjazdową, półwysepu Pelješac, czyli Ston i Mali Ston.
Żeby coś powiedzieć o nich i o łączącym ich murze, trzeba przemieścić się w czasie do 1333 roku. Wtedy to Republika Dubrownicka jako dość potężne państwo kupuje od upadającej Bośni cały półwysep Pelješac oraz tereny wokół dzisiejszego Neum. Półwysep został kupiony przez Dubrownik w zasadzie tylko z jednego powodu. Z powodu salin, czyli miejsca, w którym wydobywano sól morską. Takie miejsce było w Stonie i trzeba było je chronić. Pierwotnie Dubrowniczanie zamierzali wykopać kanał oddzielający półwysep od stałego lądu. O mało co, zamiast dzisiejszego półwyspu Pelješac, mielibyśmy wyspę o tej nazwie. Odstąpiono jednak od tego pomysłu i w jego miejsce postanowiono wybudować mury obronne o długości 5,5 km łączące dwa Stony (z początku mur miał długość 7,5 km). Mur wybudowano dość masywny, na wysokość od 8 do 10 metrów, wzmacniając go 40 basztami i wieżami. Jednym z budowniczych muru był Juraj Dalmatinac, ten sam co stworzył katedrę św. Jakuba w Šibeniku. Przy okazji budowania murów rozbudowano również oba miasta, a Ston urósł, ze względu na sól, do drugiego najważniejszego miasta, po Dubrowniku, w republice.

Charakter i architektura miasteczek została ściśle podporządkowana budowie muru (wcześniej Ston był usytuowany w całkiem innym miejscu). Większość dzisiejszych zabytków powstało w tym samym czasie co mury. Kilka słów o samej soli i jej sposobie wydobycia. W czasach średniowiecznych sól była bardzo drogocennym produktem handlowym przynoszącym wielkie korzyści. Kto miał sól był bogaty, a Dubrownik w pewnym okresie miał wyłączność na ten produkt. Był monopolistą w handlu z całymi Bałkanami. Ba, żądał za nią nawet określonych przywilejów politycznych oraz handlowych koncesji. Sól morską otrzymuje się wpuszczając na specjalnie przygotowane poldery (płaskie utwardzone pola) morską wodę. Teraz „zaprzęga” się do pracy słońce, którego promienie osuszają pola. Po odparowaniu wody nie pozostaje już nic innego jak tylko zebrać sól, spakować w worki i rozwieść do odbiorców i odpowiednio ich kasując. Dodam, że „Stonska Solana”, taką nazwę ma istniejąca do dziś firma, uzyskuje w dalszym ciągu sól, przy czym metody jej otrzymywania są bardzo podobne do tych ze średniowiecza. Różnica polega na tym, że dzisiaj „wydobywa” się sól w zdecydowanie mniejszej ilości niż w zamierzchłych czasach. Tak jak w Stonie rozwijało się „solnictwo”, tak po drugiej stronie murów, w Malim Stonie rozwija się hodowla ostryg i małży. Do hodowli tych żyjątek potrzebna jest o 2-3 stopnie cieplejsza woda i taką zapewnia Malostonski zalijev. To kolejna żyła złota, tym bardziej, że stonskie małże i ostrygi uważane są za najlepsze w całej Chorwacji. Nie można powiedzieć, że były to spokojne tereny, na których nic się nie działo. I tu dochodziło do tragicznych wydarzeń, jak choćby trzęsienia ziemi w 1979 i 1996 roku, wynikiem których mury zostały mocno uszkodzone. W latach wojny z Serbami, gdzie na tych terenach prowadzone były walki, mury również odczuły jej skutki, a na dodatek została całkowicie zniszczona hodowla ostryg i małż. Dopiero początkiem XXI wieku zaczyna być wszystko odbudowywane, restaurowane i wraca do życia. Dzisiaj można wejść swobodnie na mury i delektować się wspaniałymi widokami, tak jak można pójść do jednej z licznych restauracji i też się delektować wyśmienitymi małżami, ostrygami czy krewetkami. Do czego zresztą wszystkich gorąco namawiam.

Niedaleko od Stonu jest miasteczko Hodije. Senna miejscowość położona nad kanałem malostonskim, naprzeciwko Wyspy Życia (Otok Života). Mieszkańcy oprócz turystyki trudnią się hodowlą małży i ostryg, co zresztą można gołym okiem dostrzec patrząc na charakterystyczne boje unoszące się na powierzchni morza. Miejscowość może się poszczycić piaszczystymi plażami. Jadąc dalej trafimy do wioski Luka,położonej w południowej części półwyspu Kulina z licznymi plażami i pięknymi widokami na sam zalew jak i na wyspy Banja i Život. Luka to po Chorwacku „port”. Może dlatego miejscowa ludność od wieków słynie z umiejętności budowania statków. Zakończeniem tej drogi jest Duba Stonska mała wioska rybacka z bujną roślinnością. Idealne miejsce dla rodzinnego wypoczynku. Dalej w głąb półwyspu nie da się jechać, chyba że samochodem terenowym, a i to mocno bym się zastanawiał czy jest to możliwe. Należy, więc wrócić się do Stonu i stamtąd kontynuować dalszą podróż. Pierwszą napotkaną miejscowością jest Ponikve z trzema siołami Metohija, Sparagovići i Boljenovići. Miejsce słynie z bardzo dobrych win i wspaniałej oliwy. Tradycja upraw winnej latorośli i oliwek sięga ponad 100 lat. Wpływ mają na to liczne miejsca idealnie nadające się do ich upraw. Chodzi o dużą ilość słonecznych dni, przy odpowiedniej wilgotności. Skręcając z głównej drogi dojeżdża się do turystycznej miejscowość Brijesta. Znajduje się tam tunel, który został wybudowany w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, by okręty wojenne mogły się tam chować przed nalotami wojsk radzieckich. Tak, tak to nie żart. Tito sprzeciwiając się Stalinowi w 1948 roku, bojąc się, że może dojść do wojny ze Związkiem Radzieckim budował różnego rodzaju tunele i bunkry mające na celu obronę przed ewentualnym agresorem. Dzisiaj w tunelu stoją łodzie służące miejscowym do wyławiania małż i ostryg. Nie byłaby to chorwacka miejscowość by nie było tam czegoś starego. W tym wypadku jest to wieża obronna z czasów napoleońskich. Urokowi całej okolicy dodają małe, adriatyckie wysepki: Tajan, Kokošari, Lovorikovac i Pučenjak. Dalej jadąc drogą dojedziemy do Drače, kolejnej nadmorskiej, turystycznej miejscowości. Miejscowość położona jest u stóp miejscowości Janjina, w niewielkiej zatoczce. Znana z niezwykłego archipelagu 13 wysp i wyjątkowo ciepłego morza, stwarzającego idealne warunki do hodowli ryb i skorupiaków. Drače jest idealnym wyborem dla miłośników spokojnego, rodzinnego wypoczynku, a doskonałe połączenie z lądem umożliwia organizacje interesujących wycieczek po pięknej okolicy. Wspomniana Janjina tomiejscowość położona w głębi półwyspu Pelješac, w jego najwęższej części, oddalona od obu brzegów półwyspu zaledwie o 2 km. W przeszłości Janjina stanowiła zarówno kulturalne jak i gospodarcze centrum Pelješca (nazywana Małym Paryżem). Podstawą gospodarki jest tu uprawa winorośli, oliwek i rolnictwo, z zachowaniem tradycyjnego sposób życia i miejscowych obyczajów. Odbijając z Janjiny w bok dotrzemy do rybackiej wioski Sreser. Czy jest to rybacka wioska, nie wiem. W niczym jej nie przypomina. Natomiast, że jest to turystyczna wioska jestem tego pewny. Głównymi zaletami Sresera jest ciepłe morze, atrakcyjne plaże i własna wysepka Najświętszej Marii Panny (Otočić Gospin školj), położona naprzeciw głównej plaży. Istnieje legenda, która mówi, że na wyspie był kościół, do którego miejscowa ludność chodziła na msze. Pewnego dnia, jedna z miejscowych dziewczyn utopiła się w drodze do kościoła. Żeby więcej nie doszło do takiej tragedii wzniesiono nowy kościół, już w samym Sreserze, pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Kościół na wyspie poszedł niejako w odstawkę i przestano o niego dbać. Skutkiem budowla popadła w ruinę tak dalece, że dziś nawet ruiny się nie zachowały, Na wyspę można (przy sprzyjających warunkach) przejść na piechotę lub na nią dopłynąć. Jest wyjątkowo interesująca i całą można obejść na piechotę. Na samym jej szczycie, postawiono krzyż. Ze szczytu roztacza się przepiękny widok na okolice, który z pewnością zachwyci miłośników spacerów. Kolejną miejscowością jest Pijavično znajdujące się w urodzajnej kotlinie położonej pomiędzy wzgórzami. Jedną z ważniejszych budowli jest Zlatarićeva kula, miejsce pobytu arystokratów i twierdza o charakterze obronnym, którą w 1625 roku zbudował arystokrata Zlatarić, a znajdujący się na niej napis: „buduję dla siebie i swoich potomków, z miłości do zielonych gajów” bez wątpienia świadczy o jego chęci gloryfikowania piękna tutejszego krajobrazu.

Potomje jest domem najbardziej znanego, chorwackiego wina czerwonego Dingač. Stanowi centralne miejsce produkcji najlepszych, chorwackich win czerwonych (Dingač, Postup, Plavac). Tu znajduje się wiele, winiarni produkujących te doskonałe wina. Najbardziej znane to „Matuško vina” i „Vinarija Madirazza”. Skoro mowa o winach warto wspomnieć, że pomimo licznych gór i wzniesień każdy kawałek łagodniejszego zbocza oraz kawałki równin, występujących w niewielkim stopniu w części środkowej półwyspu, są wykorzystywane do uprawy winorośli oraz do zakładania gajów oliwnych. Półwysep słynie bowiem z produkcji najlepszych chorwackich win, szczególnie czerwonych. Wina „Dingač”i „Postup” (nazwy win pochodzą od nazw wiosek usytuowanych na południowych zboczach półwyspu) to wina znane w całej Chorwacji jak i poza jej granicami. Produkowane są z winogron szczepu Plavac Mali. Jak mówią miejscowi, do produkcji wina Dingač, Postup uważanych za bardziej szlachetne, używa się winogron zbieranych z południowych zboczy półwyspu, bardziej nasłonecznionych, natomiast do produkcji Plavac Mali wykorzystuje się winogrona rosnące w centralnych częściach półwyspu. Zapewniam jednak, że oby dwa wina są świetne. To, że jest to „główny trunek” widać podczas jazdy terenami półwyspu. Co chwila można natrafić na winoteki reklamujące swoje produkty. Na dobrą jakość win ma niewątpliwie wpływ ciężka praca ludzi, ale także słońce, które stwarza bardzo dobre warunki klimatyczne. Dotyczy to również „maslinovo ulje” czyli oliwy z oliwek uznawanej przez znawców jako jednej z najlepszych. A wracając do Potomje to jest tu tunel, o długości 400 m, który prowadzi prosto do południowych zboczy opadających do morza, obficie obsadzonych winną latoroślą, tą dzięki której powstaje wino Dingač. Tunel wykuty w skale jest równocześnie wyjątkową atrakcją turystyczną. Jadąc dalej główną drogą, jak wcześniej wspomniałem jedyną prowadzącą przez Pelješac, dojeżdżamy do największej miejscowości Orebić.

Sam wjazd do tej miejscowości jest sam w sobie niesamowity. Nie wiadomo na co patrzeć. Z jednej strony urzekający widok na Adriatyk i wyspy (również na Korčulę), a z drugiej strony majestatyczna góra sv. Ilja. Myślę, że większości turystom szczęka z wrażenia lekko opadnie. O mieście mówi się, że jest kapitańskim miastem, jako że wielu kapitanów, ale i innych oficerów, czy nawet zwykłych marynarzy pochodziło właśnie z Orebića, a po przejściu na emeryturę powracało do miasta budując wille (kapitanske kuče), w których na stare lata zamieszkiwali. Od wieków mieszkańcy trudnili się tutaj handlem morskim i mieszkały tu całe dynastie armatorów. W XIX wieku w Orebiću było ponad 60 wielkich żaglowców. O ciekawej historii Orebića można się dużo dowiedzieć w morskim muzeum (Morski Muzej). Pierwotnie miasteczko nazywało się Trstenica, dopiero w XVI wieku zmieniło swoją nazwę na Orebić. Tak bowiem nazywała się wielce zasłużona dla rozwoju miasta rodzina. Ze starej nazwy Trstenica pozostała tylko miejska plaża, bardzo chętnie odwiedzana przez turystów. Orebić to promowe miasto, stąd jest tu zawsze ogromny tłum. Promy przewożą niezliczone ilości ludzi zarówno z, jak i na Korčulę, pobliską wyspę, której główne miasto również nosi nazwę Korčula. A, że jest atrakcyjne, przez niektórych nawet uważane za drugi Dubrownik, to turystów nie brakuje. Niewątpliwą atrakcją Orebića jest znajdujące się pewnym oddaleniu wzgórze, na którym stoi klasztor franciszkanów oraz kościół Gospe od Anđela (matki Boskiej Anielskiej). Widok na miasto, Pelješki kanał z licznymi, większymi i mniejszymi wysepkami i na miasto Korčulę, jest po prostu niezapomniany. Na stromym zboczu pośród wszelakiej, śródziemnomorskiej roślinności wyróżniają się piękne i smukłe cyprysy. To właśnie dzięki tym drzewom cały teren przyjął nazwę formacji leśnej „Čempresada Pod Gospu” (čempras = cyprys).Również widok w drugą stronę, w kierunku szczytu sv Ilije też jest niczego sobie. Legenda mówi, że miejscowi kapitanowie i marynarze, wypływając w morze lub wracają z rejsu, syrenami pozdrawiali Matkę Boską, na znak wdzięczności i z prośbą o opiekę. Franciszkanie odpowiadali im biciem dzwonu kościelnego. W czasie, gdy Orebić należał do miasta Dubrownik, to miejsce było również punktem obserwacyjnym, z którego można było wypatrywać ewentualne wrogie okręty. Przy klasztorze znajduje się cmentarz, niczym specjalnie się nie wyróżniającym, no chyba tym, że jest tam grobowiec rodziny Orebić. Jednak jego usytuowanie i widok jaki się z niego rozciąga spowodował, że wyraziłem chęć złożenia na nim, oczywiście po śmierci, swojego ciała. Mógłbym wtedy zawsze podziwiać to całe piękno roztaczające się w koło. Za Orebićem znajdują się jeszcze trzy miejscowości, a ściślej mówiąc turystyczne osady: Kućište zwane przez miejscowych Perna (nie pytajcie dlaczego tak, bo nie wiem i nikt nie umiał mi to wytłumaczyć), Viganj i wcześniej przeze mnie wymieniona jako ostatnia na tym półwyspie Lovište.
Z południowej strony półwyspu miasteczek jest trochę mniej, a to ze względu na strome zbocza w większości schodzące do samego morza. Trudno więc, w tych warunkach, było zakładać jakiekolwiek osady. Nie znaczy to, że ich w ogóle nie ma. Mamy więc Postup, Dingač, Podobuče czy Borak. Są to jednak małe osady, w których miejscowi trudnią się uprawą winnej latorośli i oliwek. Przy czym patrząc na te strome zbocza trudno sobie wyobrazić jak wygląda tam winobranie. Musi to być, niewątpliwie bardzo ciężka praca. Do tego jeszcze ten całodzienny upał. Czapki z głowy za ich trud i znój. Zdecydowanie lepiej jest pić niż produkować wino. Mniej więcej w pośrodku półwyspu, zarówno z północnej strony jak i z południowej jest zwężenie wynikiem czego powstały dwie zatoki.

Nad północną leżą Sreser, Drače i Brijesta – tam już byliśmy, a nad południową Trstenik i Žuljana. Mówi się o nich brat ze siostrą. Trstenik to jedna z najstarszych miejscowości na Pelješcu, z przepięknymi, naturalnymi zatokami i plażami, czystym i przejrzystym morzem, położonym w otoczeniu gęstego lasu sosnowego. Jest ulubioną miejscowością wśród turystów, szukających spokoju, ciszy, urokliwej przyrody oraz typowo dalmatyńskiej atmosfery. Trstenik jest idealnym miejscem cumowania mniejszych i większych jednostek pływających. Nad miejscowością znajduje się wzgórze Ćućin, siedlisko muflonów i dzików. Turyści mają więc wybór iść na ryby, albo na dziki. Wprawdzie Wasowski i Przybora śpiewali „na grzyby, albo na lwy by”, ale myślę, że w tym przypadku podmiana zwierząt mogła by mieć miejsce. Znajdująca się po przeciwległej stronie Žuljana to osada rybacka, dziś jednak bardziej przypominająca kurort, podobna w swoim kształcie i formie do swojego „brata” Trstenika. Jej nazwa pochodzi od kościoła św. Juliana. Oprócz turystyki, miejscowi zajmują się uprawą winnej latorośli i oliwek, oraz rybołówstwem. Turystyce sprzyjają piękne plaże, w tym i te piaszczyste, co ma niewątpliwie wpływ, że do miasteczka przyjeżdża dużo rodzin z dziećmi. Miejsca nadające się do nurkowania działają jak lep na muchy na licznych amatorów tego sportu. Ten niebywale skrótowy opis półwyspu Pelješac zakończę na miejscowości Prapatno. Dlaczego dopiero teraz pomimo, że znajduje się to miasteczko zaraz na początku półwyspu? Opisując półwysep, podróż po nim rozpocząłem w niedalekim Stonie kierując się północnym jego wybrzeżem i odwiedzając miejscowości w jego centralnej części. A od Orebića trasa prowadziła jego południowym wybrzeżem, przy którym na końcu, albo jak kto woli na początku, jest Prapatno. Miasteczko, a w zasadzie osada, oprócz portu promowego, z którego prom wypływa na pobliską wyspę Mljet, posiada kamping na 1 200 osób i szczyci się długą piaszczystą plażą otoczoną sosnowym lasem.

Z pewnością uważni czytelnicy zauważyli brak opisu jednej miejscowości, a wymienionej w tytule. Chodzi oczywiście o Trpanj. Specjalnie ją opuściłem w opisie zostawiając ją na sam koniec. Wszak był to mój dom przez prawie pięć miesięcy. Wielką frajdę miałem kiedy poruszałem się drogą prowadzącą do lub z Trpnja. Tu mała uwaga związana z nazwą. Powinno się mówić i pisać np. „ z Trpanja”, „do Trpanja”. Miejscowi jednak zawsze używali skrótowej nazwy „z Trpnja”, do Trpnja”. Więc ja też pozwalam sobie stosować tę skrótową wersję. Wracając do „trpanskiej” drogi, to skręcając z głównej drogi, wiedzie ona prawie cały czas w dół, wzdłuż samych wzniesień z wieloma zakrętami i wirażami. Innymi słowy nie jest to najbezpieczniejsza droga, ale im więcej razy nią jeździłem tym bardziej mi się podobała. Za czasów kiedy nie było „Pelješkog Mosta”, droga była dość ruchliwa, bo kilkanaście razy w ciągu dnia do Trpnja przybijał prom z Ploče przywożąc rzesze turystów, którzy w zdecydowanej większości jechali do różnych miejscowości półwyspu, a przede wszystkim do Orebića i dalej kolejnym promem na wyspę Korčula. Teraz prom wita w Trpnju trzy razy na dzień, w porywach sezonowych czterokrotnie. Stąd ilość turystów poruszających się tą drogą jest zdecydowanie mniejsza. Skoro wspomniałem o miejscowości Ploče, na stałym lądzie, to chciałbym na chwilę „skoczyć” do niej ze względu na pewną historię z nią związaną. Po co? Zaraz wytłumaczę. Żeby była jasność, jest to jedna z nielicznych miejscowości chorwackiego wybrzeża, w której nie ma co zwiedzać. Był i jest to zawsze port przeładunkowy. Do Ploče dochodzą tory kolejowe z północy, dziś z oddzielnych państw: Serbii, Bośni i Hercegowiny, ale kiedyś były one jedną całością należąc do Jugosławii. To tymi torami zwożone były i nadal są, towary, które po przeładowaniu na statki, rozwożone są na cały świat. Ploče jest interesujące z całkiem innego powodu. Miastu temu bardzo często zmieniano nazwę, szczególnie w latach 50-tych ubiegłego wieku. Najpierw było Aleksandrowo, to od króla serbskiego Aleksandra Karađerđovića. Potem nazwano go Ploča. Ta nazwa związana jest z kamiennymi płytami (ploča – płyta), na których rybacy rozwieszali i suszyli swoje sieci. Po II wojnie światowej miasto przyjęło nazwę Kardeljevo. Było to zasługą Tity, który w ten sposób uczcił swojego kompana i towarzysz z czasów partyzanckich Kardelja. Pech chce, że końcem lat 50-tych Kardelja popada w niełaskę i miasto powraca, wprawdzie nie do nazwy Ploča, a Ploče ( nie Płyta, a Płyty). Nie koniec to niestety tych zmian. Kardelja, jako wiekowy człowiek, umiera. Co się w związku z tym robi? To jest jasne, miasto znowu przybiera nazwę Kardeljevo. Przychodzi rok 1991, rok ogłoszenia przez Chorwację niepodległości, ale też i kolejnej zmiany, miejmy nadzieję ostatniej, nazwy miasta na wcześniejsze Ploče. Mieszkańcy miasta, zmęczeni tymi ciągłymi zmianami wierzą, że tak już pozostanie na zawsze. Wracajmy jednak na Pelješac, do Trpnja. Trpanj to w zasadzie wioska turystyczna licząca nieco ponad 800 mieszkańców, z czego, jak mówią miejscowi 1/3 mieszka na stałe zagranicą, przede wszystkim w Niemczech i Austrii. W Trpnju mają tylko swoje wille, do których przyjeżdżają na lato. A to też nie zawsze. Ta „małość” wcale nie przeszkadza, a wręcz, moim zdaniem, dodaje uroku miejscowości. W Trpnju jest wszystko co potrzeba. Jest urocza promenada nad brzegiem morza z przystanią promową. Są sklepy, bez liku restauracji i kawiarni. A także jest lodziarnia „Obala” z najlepszymi lodami na świecie. Oczywiście stoisk z pamiątkami też nie brakuje. Turyści mieszkają w licznych apartamentach, a także w dwóch hotelach „Faraon” i „Aurora”. Wydawałoby się, że w tak małej miejscowości przy wielu turystach musi być tłoczno. A tak nie jest bo liczne plaże i miejsca do odpoczynku, turystyczna trasa wzdłuż morza powodują, że turyści gdzieś się „rozpływają”. Jedynie wieczorem jest trochę tłoczno na promenadzie ku zadowoleniu zresztą restauratorów i handlowców. Ogromną zaletą Trpnja jest to, że wszędzie jest blisko. Nie można też zapomnieć o miejscach, które należy zobaczyć ze względu na ich piękno i wartości historyczne. Skoro już padło słowo historia to może trochę właśnie tych informacji o miasteczku. Z mieszkańcami Trpanja wiąże się historia mówiąca o ich wielkim przywiązaniu do Chorwacji. W dawnych czasach jako pierwsi w Dalmacji domagali się, żeby korespondencja handlowa prowadzona była po chorwacku i to już w czasach kiedy arystokracja oraz mieszkańcy pochodzenia włoskiego negowali każdy przejaw kultury języka szerokich mas, co miało swój oddźwięk w całej Dalmacji. W konsekwencji mieszkańców osady Trpanj określano szyderczą nazwą „terribili farauni” (straszni faraonowie). Dla nich to określenie było jednak ogromnym komplementem i rozpierała ich, z tego tytułu, wielka duma.

Stąd od tego pochodzą współczesne nazwy hotelu „Faraon”, czy klubu sportowego wraz z boiskiem, który też przyjął nazwę „Faraon”. Zakłada się, że nazwa Trpanj pochodzi od czasownika „trpjeti” (cierpieć) znaczyłoby to, że tutejsi mieszkańcy od zawsze musieli cierpieć z powodu tego, że natura nie dała im wystarczająco miękkiej i żyznej ziemi oraz przestronnych pól uprawnych, na których mogliby zająć się rolnictwem. Inna teoria mówi, że nazwa Trpanj pochodzi od greckiego słowa „sierp”, ponieważ wystające z morza wysokie skały zasłaniające tutejszą przystań faktycznie przypominają sierp. Na skałach tych, zwanych „Škojera” dzisiaj znajduje się „Zvjezda Mora” (Gwiazda Morza). Pomnik Matki Boskiej witającej i żegnającej wszystkich przybywających do Trpnja od strony morza. Kiedy wypoczywający mają nadmiar plażowania mogą wdrapać się schodami na wzgórze Gradina z twierdzą, a w zasadzie z jej ruinami, z czasów antycznych. Ze wzgórz rozpościera się piękny widok na całą okolicę. W miasteczku jest też trochę sakralnych zabytków, jak choćby XVII wieczne kościoły św. św. Piotra i Pawła , Gospe od Karmela, św. Antoniego, czy św. Rocha, usytuowanego na najwyższym wzniesieniu, z którego rozpościera się niesamowity widok na całą okolicę. Problem polega na dotarciu do niego. Bowiem żeby do niego dojść trzeba pokonać tylko 278 schodów. Jest jeszcze kościół św. Mikołaja, którego wybudował marynarz, Klement Cvitanović w 1840 roku w podzięce za uratowanie swojego życia. Na wrotach kościoła jest napis „budući ga bili pokrili valovi, od smrti oslobođen”(przykryty falami, został uwolniony od śmierci). W miejscowości jest wiele plaż, z których chętnie korzystają turyści. W centrum „Pozora” i „Riba”. A dalej, do których trzeba się przespacerować to Belečica, Garma, Trpanj, Dračevac, Blace (plaża z z leczniczymi błotami), Luka, czy wreszcie przy kempingu „Vrila” plaża „Bijavka”. Jest więc z czego wybierać. W niedalekiej odległości znajduje się jeszcze jedna plaża uznawana za jedną z najpiękniejszych w Chorwacji – plaża „divna”, znaczy po polsku „piękna”. Piechotą to trochę daleko, chyba, że ktoś jest wytrawnym piechurem, ale można dostać się do niej drogą morską, co my jako biuro ułatwiamy naszym turystom organizując tzw. Fish Pikniki, gdzie zawijamy do plaży „Divna”, jak i do plaży „Duba” równie pięknej. Gdyby ktoś miał ochotę na chorwacką kuchnię to bez problemu znajdzie miejsca, w których zakosztuje wspaniałych potraw, oczywiście przeważnie opartych na rybach i owocach morza. Można się o tym przekonać odwiedzając restaurację „Ribar”, „Škojera”, „Joja”, czy wreszcie „Pizza Veslo” i Cafe Bar „Trenta. Mógłbym wymieniać jeszcze wiele zalet tego przesympatycznego miejsca jakim jest Trpanj. Myślę jednak, że lepiej będzie tu przyjechać i wszystko to zobaczyć na własne oczy, do czego gorąco namawiam. Z doświadczenia, jak i z informacji turystów, którzy byli na Półwyspie Pelješac, w tym w Trpnju, wiem, że warte one są odwiedzenia i podziwiania ich piękna i wszelkiej wspaniałości.
Na koniec należałoby jeszcze napisać to co trzeba było zrobić na początku, że pierwszymi mieszkańcami Pelješaca byli Ilirowie, potem Grecy, Rzymianie i plemiona chorwackie. Od 1333 r. aż do 1806 r. półwysep był własnością Republiki Dubrownickiej a następnie był częścią Prowincji Iliryjskiej utworzonej przez Napoleona, by w końcu należeć, jak cała Dalmacja, do Austrii. Potem to już tylko Królestwo Jugosławii, Federacyjna Socjalistyczna Republika Jugosławii no i wreszcie od 1991 r. Republika Chorwacji.
Nie ulega wątpliwości, że Półwysep Pelješac to jeden z najpiękniejszych skrawków i tak już pięknego wybrzeża chorwackiego. Dlatego, każdy kto fascynuje się Chorwacją powinien zawitać w rejon półwyspu i podziwiać piękne widoki, zajadać wyśmienite owoce morza popijając je znakomitymi pelješackimi winami. Nie należy oczywiście zapominać o wspaniałych zabytkach ale także rozkoszować się cudownymi plażami i czystą wodą Adriatyku. Do zobaczenia w tym ziemskim przedsionku raju.
