You are hereKvarner / Wyspa Rab

Wyspa Rab


By admin - Posted on 17 styczeń 2015

 

Wyspa Rab

 

 

Wyspa Rab to jedna z czterech wysp (pozostałe to wyspy: Krk, Cres i Lošinj) tworzących tak zwane „quater marum”, co w tłumaczeniu znaczy „poczwórne morze”, a po chorwacku „Kvarner”. Wybrzeże kvarnerskie ciągnie się mniej więcej od Opatiji do Karlobaga. Wzdłuż tego wybrzeża znajduje się bardzo wiele wysp, wysepek, czy wręcz wystających skał. Prvić, Grgur, Lopar, Goli, Plavnik, Unije to tylko te nieco większe wyspy nadające swoistego uroku zatoce kwarnerskiej. Z tymi wszystkimi wyspami wiąże się pewien mit o ich powstaniu. To mit o Jazonie i Argonautach, którzy wybrali się statkiem Argo do Kolchidy po złote runo. Jazon wykrada to runo przy pomocy czarodziejki, Medei. Za uciekającym Jazonem i Medeą popłynął w pościg Ajetes król Kolchidy, ojciec Medei. Widząc, że Ajetes zbliża się do statku Jazona, Medea zabija swojego brata Apsyrtosa ćwiartując jego ciało na kawałki i wrzucając je do morza. Ajetes wstrzymuje pościg i każe wyławiać szczątki swojego syna, by urządzić mu normalny pogrzeb. Nie wszystkie szczątki udaje się jednak wyłowić i z nich to właśnie powstały wyspy kvarnerskie. Potwierdzeniem tego mitu jest fakt, że w zamierzchłych czasach, wyspy Cres i Lošinj nosiły nazwę Apsyrtes na cześć Apsyrtosa, syna króla Kolchidy.

Wróćmy jednak do wyspy Rab, najmniejszej z tych czterech, ale jakże pięknej i urodziwej. W dodatku posiadającej to czego, na wybrzeżu chorwackim w całej rozciągłości, nie ma za dużo, czyli piaszczyste plaże. Znajdują się one przede wszystkim wokół półwyspu Lopar, ale również na półwyspie Kalifronta i w Supetarskiej Dradze, Kamporze. Nie można nie wspomnieć również o najpiękniejszym, najstarszym i największym mieście wyspy Rab noszącym taką samą nazwę jak wyspa. Wjeżdżając na wyspę nie spodziewałem się, że można zobaczyć tyle wspaniałości, bo to co zobaczyłem dopływając promem przypominało mi bardziej krajobraz księżycowy niż urodzajną pełną zieleni wyspę. Wszystko to za sprawą masywu górskiego Kamenjak ciągnącego się wzdłuż północnego wybrzeża wyspy. Miliony lat słońca, deszczu, słonej wody, a także działalności człowieka wycinającego lasy dla swoich potrzeb (Wenecjanie przez lata panowania na wyspie wycinali drzewa pod budowę statków) spowodowały, że ten krajobraz jest dzisiaj tak bardzo dziki, że aż w swojej dzikości piękny. Wystarczyło jednak parę kilometrów w głąb wyspy, a oczom moim ukazały się równiny pełne zieleni. To za sprawą łąk i pól winnej latorośli, warzyw i owoców. To też jest poniekąd zasługą wzgórz Kamenjak, którego strome ściany wpadające prosto do morza, sprawiają wrażenie nieprzenikniętego muru chroniącego pozostałą część wyspy od zimnych północnych wiatrów. By dotrzeć na półwysep Lopar musiałem przejechać, praktycznie jedyną główną drogą wyspy, i pokonać nieco ponad 20 km, mijając po drodze Barbat na Rabu, Banjole, a w nieco dalszej odległości Rab i Supetarską Drage. Piszę o tej drodze, bo to praktycznie jedyna droga pozwalająca dotrzeć do tego piaszczystego półwyspu. Z tymi piaszczystymi plażami nie jest jednak tak łatwo. Owszem do tych najbardziej znanych plaż, jak przede wszystkim do Rajskiej Plaży, Crniki, Kašteliny, czy z drugiej strony do Mel, Lopar i Crikveny dojazd, czy dojście nie stanowi większego problemu. Tam też jest najwięcej turystów. Tam też znajduje się pełne „plażowe zaplecze” w postaci restauracji, konob, barów, ale też i sprzętu wodnego, leżaków zjeżdżalni, placów zabaw itp. Żeby dojść do pozostałych plaż (dojazd samochodem jest niemożliwy, ba nawet rowerem jest trudno) trzeba się trochę natrudzić i przejść parę kilometrów. Plaże takie jak Ciganka, Dubac, Podšilo, Sahara, czy Zastolac, by do nich dojść wymagają od wszystkich pewnego wysiłku. Nagrodą za to będzie znikoma ilość turystów, dzikość przyrody i krystalicznie czysta woda adriatyckiego morza. Tam nie ma restauracji i innych udogodnień, stąd konieczność zabrania ze sobą, przy założeniu spędzenia tam kilku godzin, większej ilości napojów i jedzenia. Szczególnie jest to ważne wtedy, kiedy żar leje się z nieba. Mnie z pogodą się jednak nie poszczęściło i obchodząc wszystkie te plaże miałem nad sobą pochmurne niebo, które bardzo często „częstowało” mnie deszczem. Przemoczony szedłem od plaży do plaży nie żałując ani przez moment tego, że wybrałem się na tę wędrówkę. Żałowałem tylko, że nie mogłem się wykąpać w „Jadranie”. A i tak byłem mokry. Pomimo niesprzyjającej aury mogłem jednak podziwiać piękno tych plaż, a także terenów wokół nich. By dojść do plaż musiałem pokonać ścieżki (bardzo śliskie z powodu deszczu), które prowadziły przez lasy, łąki i nieużytki. Mogłem też spojrzeć na pobliskie wyspy: Sveti Gurgur i Goli Otok, które niestety okryły się haniebną historią. Na nich to, w czasach komunistycznych, urządzono obozy koncentracyjne, w których więziono przeciwników rządów Josipa Broz Tity. Były to straszne i okrutne miejsca. Patrząc na te wyspy przypomniała mi się niedawno przeczytana książka Božidara Jezernika „Naga Wyspa Gułag Tity”, w której autor opisuje wszystkie te okropności jakie miały miejsca w tych wyspowych obozach. Na wszelki wypadek, by szybko o tym zapomnieć, powędrowałem dalej starając się nie patrzeć w tamtym kierunku. Tak na marginesie, to w następnym dniu byłem na tych wyspach, ale nie mogę nic o nich nic napisać, bowiem tak lało, że nie dało się chodzić po nich, a krótki pobyt zaczynał się i kończył w portowych konobach. Po paru godzinnym spacerze powróciłem wreszcie do „cywilizacji”. Zmęczony, przemoknięty, ale bardzo zadowolony z deszczowego spaceru po piaszczystych, loparskich plażach.

Jako, że aura w dalszym ciągu nie zachęcała do przebywania na plażach i zażywania kąpieli, szczególnie tych słonecznych, (pogodę miałem wręcz nietypową jak na warunki chorwackie) postanowiłem odwiedzić główne miasto wyspy – Rab. Już samo jego położenie musi zachwycić. To średniowieczne miasto, za czasów antycznych zwane Arbą (iliryjskie słowo „arb” znaczy „zalesiony”, „ciemny”) usytuowane jest na półwyspie pomiędzy miejskim portem, a zatoką św. Eufemii (sv. Fumije). U samej nasady półwyspu znajduje się piękny park Komrčar (nota bene większy powierzchniowo od starówki), a tuż za nim wyrastają budynki stanowiące starówkę, z charakterystycznym układem ulic. Wzdłuż miasta prowadzą w zasadzie cztery ulice połączone ze sobą licznymi, wąskimi uliczkami. Przy samym porcie, tuż przy wodzie, znajduje się „riva”, główna nadmorska promenada, a równolegle do niej prowadzą trzy kolejne ulice: donja, srednja i gornja. Przy tej ostatniej, która od placu Wolności „rozczepia” się na ul. Kaldanca i ul. Ivana Rabljanina, znajdują się najciekawsze i najpiękniejsze zabytki miasta. Nie, żeby ich nie było w innych miejscach. Na samym końcu półwyspu, w dzielnicy Kaldanac, znajduje się kościół św. Antoniego (sv. Antun) należący do klasztoru Franciszkanów. Tuż przed nim stoi najważniejszy zabytek miasta katedra NMP (katedrala Velike Gospe). Bazylika powstała w XI wieku w miejscu wczesnochrześcijańskiego kościółka. W późniejszych czasach ta trójnawowa katedra była wielokrotnie przebudowywana, stąd wiele w niej zabytków z różnych epok. Największe wrażenie robi jednak, stojąca przed katedrą 26 metrowa romańska dzwonnica z przełomu XII i XIII wieku, uważana za jedną z najpiękniejszych dzwonnic w basenie morza śródziemnomorskiego. Stoi ona w pewnej odległości od katedry z uwagi na grząski teren wokół świątyni. Wracając ulicą Gornja napotykamy na kolejne kościoły będące znaczącymi zabytkami miasta. I tak najpierw mijamy romański kościół św. Andrzeja (sv. Andrija) z początku XI wieku. On również posiada dzwonnicę, którą wybudowano w 1181 roku. Wewnątrz świątyni wisi obraz Matki Boskiej Rabskiej, stąd kościół zwany jest też kościołem Matki Boskiej Rabskiej (Gospe Rabska). Co ciekawe posiada on aż pięć ołtarzy. Mijając Trg Svobode dochodzimy do kościoła św. Justyny (sv. Justina), a jakże z dzwonnicą, z nietypowo zaokrąglonym szczytem. Dziś w kościele mieści się muzeum sakralne z cennymi zabytkami. To jednak nie koniec kościołów. Nieco dalej dochodzimy do kościoła św. Krzyża słynącego z bardzo dobrej akustyki, stąd często odbywają się tutaj koncerty muzyczne. Zaraz obok znajdują się ruiny kościoła św. Jana Ewangelisty (sv. Ivana Evanđeliste). To pozostałości po przedromańskiej świątyni z przełomu VI – VII wieku. Stojąca przed nim, dzwonnica (jedyna w całości zachowana część kościoła) to XII wieczna, romańska budowla. I wreszcie na końcu ulicy stoi kościół św Krzysztofa (sv. Kristofor), stanowiący kiedyś część miejskiej fortyfikacji. Znajduje się tam taras widokowy, z którego można zobaczyć najbardziej znany rabski widok na cztery kościelne wieże. Żeby skończyć temat „sakralny” to dodam, że w mieście jest jeszcze jeden kościółek św. Mikołaja (sv. Nikola). Schodząc schodami dojdziemy do placu św. Krzysztofa, od którego wychodzą wspomniane wcześniej ulice Donja i Srednja, przy których również napotkamy wiele wspaniałych średniowiecznych budynków jak choćby pałac Dominis – Nimira. W budynku tym urodził się w 1564 roku pisarz, myśliciel, matematyk, retoryk i logik Merkantun Dominis. To zresztą nie jedyny godny uwagi pałac w Rabie. W różnych miejscach natrafimy jeszcze na pałace rodzin: Galzigna, Cassio, Crnota, którym, spacerując po mieście, warto się przyjrzeć. Przy „rivie” na placu Municipium Arba znajduje się piękny, z wieloma gotyckimi i renesansowymi zdobieniami, dwór książęcy (Kniežev dvor). Zresztą, gdzie by się nie ruszyć, gdzie by nie spojrzeć, wszędzie znajdujemy coś ciekawego. A to wenecką loggie z kamiennymi kolumnami, a to bramę z ozdobnymi cherubinami i herbem, że nie wspomnę o wielu kamienicach, które swoim wyglądem tak bardzo dodają kolorytu pięknemu Rabowi. Tak spacerując sobie tymi wszystkimi uliczkami, pomimo bardzo nie sprzyjających warunków pogodowych, podziwiam to średniowieczne miasto nie mogąc wyjść z zachwytu. Było by grzechem nie wspomnieć, że przy tych głównych ulicach znajduje się wiele knajpek, kafejek i konob i to takich z klimatem, w których cały czas tętni życie. Pewnie też dlatego, że przy tej niesprzyjającej aurze nie wielu było chętnych do podziwiania uroków zabytkowego miasta. Aż się sam sobie dziwię, że mnie się tak chciało chodzić. Jestem jednak pewny, że wrócę tu i przy bardziej sprzyjających warunkach jeszcze raz będę podziwiał te wszystkie wspaniałości miasta Rab. Ono jest tego warte. Zresztą jak i cała wyspa. W wielu miejscach nie byłem, jak choćby na pełnym lasów i zieleni, a także piaszczystych plaż półwyspie Kalifront. Chciałbym też obejrzeć Kampor, Supetarską Drage, Banjol, czy Barbat. Na razie opisałem miejsca, które widziałem i w których byłem. Mam jednak nadzieję, że po kolejnej wizycie na wyspie Rab będę mógł opisać i pozostałe miejsca, tej jakże pięknej i uroczej wyspy.